Kiedy weszłam do kościoła, ksiądz w swoim słowie zachęcał do podjęcia modlitwy za umierających w grzechach śmiertelnych i za tych, którzy zamierzają targnąć się na swoje życie. Przyszłą chęć, by podjąc siętej modlitwy, a z drugiej strony strach, że: nie dasz rady, nie wygłupiaj się, nikogo chętnego nie będzie, zrobisz z siebie pośmiewisko, nie rób tego, jak będziesz maszerować przez cały kościół i ośmieszać się. Było mi słabo, duszno, ciemno w oczach i te myśli: wyjdź, nie rób pośmiewiska, zaraz zesłabniesz itd. Cała roztrzęsiona, spocona, nic nie widziałam na oczy ani nie słyszałam, tylko burza myśli: daj spokój, opamietaj się zachowuj się jak inni, odpuść, zosaw to.Tak dotrwałam do końca nabożeństwa i Mszy św. - były to najdłuższe trzy godziny, jakie pamiętam. Po zakończonej Mszy św., ledwo żywa, na nogach jak z waty, cała roztrzęsiona, poszłam do zachrystii tak jak ksiądz zapraszał ...i tam kolejne zaskoczenie: naprawdę było sporo osób, które wyraziły chęć przystąpienia do Bractwa Ratowania Dusz od potępienia wiecznego. Odebrałąm kartę i zaraz w drodze do domu odmówiłam wskazaną modlitwę, tj. Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Już w domu, przed snem pomyślałam: no to teraz, bez stresu, spokojnie, zadowolona zapalę - należy mi się papieros i sięgam po niego, ale zaraz odkładam, ponieważ odczułam niechęć, wręcz obrzydzenie i odrazę.

       Od tamtego dnia, a było to kilka lat temu, nie zapaliłam i nie miałam potrzeby palenia ani też takich myśli, choć w szufladzie leży tamta paczka papierosów. Polubiłam też odmawianie Koronki do Bożego Miłosierdzia i odmawiam we wskazanej intencji. Są to te ciche cuda w naszym życiu, trzeba je tylko dostrzec.

Bogu niech będą dzięki!

Aniela